„Towarzysz generał” trafił co prawda do TVP, ale od razu po projekcji opatrzono go takim komentarzem, żeby widz nie miał wątpliwości, jaki koszmarny film pan stworzył. Ale „Towarzysz generał idzie na wojnę” nie dostał nawet takiej szansy. Dlaczego?
– No to nie jest pytanie do mnie. Proszę takie pytania kierować do mojego stryja Juliusza, który jest lojalnym reżimowym urzędnikiem, rezyduje przy ulicy Woronicza wWarszawie i być może on zna odpowiedzi na to pytanie. Być może on wie, jakie są prognozy pogody i w którą stronę wiatry wieją w górnych warstwach stratosfery i jakie filmy będą „trendy” w nadchodzącym sezonie. Filmy, których ja jestem autorem, bądź współautorem, nie należą do ulubionego repertuaru redaktorów zamawiających w tej telewizji, a także obawiam się i w innych telewizjach. Film „Towarzysz generał” istotnie został potraktowany przez telewizję reżimową, zwaną dla zmylenia przeciwnika publiczną, jak film specjalnej troski. Choć przez pewien niedługi czas w Telewizji Polskiej urzędowali nie całkiem właściwi z punktu widzenia postpeerelowskiego reżimu ludzie, którzy zdecydowali z jednej strony o możliwości wyprodukowania takiego filmu, a z drugiej strony o tym, że mógł on być jednokrotnie wyemitowany. No ale system naprawił ten błąd, pozbyto się z telewizji także i tych osób, które się przyczyniły do powstania i do emisji „Towarzysza generała”. Minęły dwa lata i telewizja tego typu filmów już zamawiać sobie nie życzy i w związku z tym ani ja, ani mój kolega – reżyser i producent Robert Kaczmarek – nie mamy tam chwilowo czego szukać. No ale na szczęście jest wolna inicjatywa, jest Dom Wydawniczy „Rafael” z Krakowa. Ten wydawca wydał w postaci broszury z płytą DVD także i poprzednie produkcje mojego kolegi Roberta Kaczmarka, także i mój poprzedni film „Eugenika – w imię postępu”. I otóż Dom Wydawniczy „Rafael” zdecydował się na sfinansowanie produkcji nowego filmu, kontynuacji tej biografii, filmowej biografii politycznej Wojciecha Jaruzelskiego i powstał nowy film „Towarzysz generał idzie na wojnę”. O ile tamten pierwszy był poświęcony całokształtowi dokonań Wojciecha Jaruzelskiego jako sowieckiego namiestnika, sprzedawczyka przez Moskwę ustanowionego nad Polakami, o tyle ten drugi film skupia się na szczytowym osiągnięciu w jego karierze, to jest na przygotowaniach i wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 roku. Rzecz niby całkiem nieźle znana. My w filmie zbieramy plon publikacji wybitnych historyków, którzy o tych sprawach już od lat mówią, te rzeczy nie są tajne, ujrzały światło dzienne w szeregu publikacji, no ale do tej pory nie były zebrane w taką jedną opowieść. Co z tego filmu wynika? Mam nadzieję, że jednoznacznie wynika, że to, co do tej pory w zmiennych wariantach na temat decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego opowiadał i nadal opowiada Wojciech Jaruzelski, to są wierutne kłamstwa, to jest dezinformacja, która przecież była chlebem powszednim tego człowieka, który od młodości służył Sowietom. Z jednej strony jako lojalny oficer sowieckiej armii polskojęzycznej, a z drugiej strony jako lojalny tajny współpracownik tajnej bezpieki wojskowej, TW „Wolski”.
No właśnie, „Towarzysz generał idzie na wojnę” jest dopełnieniem poprzedniego filmu, obejmującym stan wojenny. Jednak żaden z tych filmów nie opowiada o tym, co generał robił po roku 1989. Może warto te dwadzieścia kilka lat też zebrać w jedną opowieść? I byłaby niezła trylogia.
– W tym nowym filmie proszę zwrócić uwagę na znamienną scenę finałową. Wojciech Jaruzelski jako gość na specjalnej radzie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, jeżeli do Rady Bezpieczeństwa Narodowego przez aktualnie urzędującego prezydenta zapraszani są ludzie, którzy całym swoim życiem służyli realizowaniu w Polsce obcej sowieckiej racji stanu, no to rzeczywiście można powiedzieć – sprawa jest aktualna. Niczego tutaj specjalnego nie zdradzam, bo to przecież też nie był sekret, tylko informacja podana do wiadomości publicznej. My pokazujemy tę scenę zarejestrowaną przez kamery telewizyjne. Cień Wojciecha Jaruzelskiego ciągle spowija polskie życie polityczne, jego osoba, jak widać, ma ciągle znaczenie w polskiej polityce i nie jest to znaczenie, które by rozstrzygało na korzyść polskiej racji stanu.
Czy obecnie istnieje w Polsce drugi obieg?
– Ja nie czuję się uczestnikiem drugiego obiegu, dla mnie zaproszenie do spotkania z publicznością w Ostrołęce jest wielkim zaszczytem i z przyjemnością na takie zaproszenie odpowiadam. Sądzę, że jeżeli ma wrócić państwo polskie, jeżeli polska racja stanu ma być zabezpieczona, to prędzej będzie ona zabezpieczona, ocalona tutaj, w Ostrołęce, niż w mieście stołecznym Warszawa. Co jest pierwszym obiegiem, a co drugim? No pewnie miło by było pokazywać się w centralnym telewizorze, ale być może muszę doczekać, aż to Ostroka i ostrołęccy patrioci zafundują sobie jakąś stację telewizyjną i wtedy być może zechcą tam pokazywać moje filmy.
Co w takim razie trzeba zrobić, żeby spotkania takie jak to w Ostrołęce nie były właściwie jednym kanałem promocji i dystrybucji pańskich filmów?
– Zostałem postawiony w niezręcznej sytuacji, bo nie chciałbym, żeby zagadnienie polskiej racji stanu sprowadzało się do mojego partykularnego interesu. Ja bym się oczywiście cieszył gdyby moje filmy były w szerszej dystrybucji, ale to nie jest ten koniec, od którego uważam, że należałoby naprawiać rzeczywistość w Polsce. Myślę, że po prostu należy się zatroszczyć o kształt państwa polskiego, należy się zatroszczyć o kondycję polskiego narodu,o stan polskich rodzin, parafii, wspólnot, lokalnych społeczności. I należy się temu przyjrzeć, należy o to zawalczyć. Jak się to odwojuje, jak będzie bezpieczna polska rodzina, jak będzie bezpieczny Kościół w polskiej parafii – także ten kościół małą literą pisany, tzn. konkretna budowla – a przy tym kościele będzie stała polska szkoła wystawiona za własne pieniądze polskich patriotów, a przy tej szkole będzie drugi skromny budyneczek, mianowicie strzelnica, w której będą się polscy patrioci doskonalić w sztuce trafiania w dziesiątkę, no to znajdzie się też chęć i znajdą się w takiej sytuacji pieniądze na kulturę i rozrywkę i wtedy być może ja też będę miał tu w Polsce jakieś miejsce dla siebie wygodniejsze. To nie od rozważania, jakie decyzje personalne należy podjąć w sferze mediów, kultury, nauki, rozrywki, trzeba się zabierać za naprawianie świata. Powtórzę jeszcze raz: kościół, szkoła, strzelnica – trzy budynki, o których istnienie w najbliższym sąsiedztwie zadbać powinni polscy patrioci. No i przede wszystkim, żeby to wszystko w ogóle było możliwe, to trzeba tu powtórzyć hasło popularyzowane przez pana Stanisława Michalkiewicza: „Polacy, bogaćcie się!”. Bo obawiam się, że musicie sobie to wszystko, szanowni Polacy, wystawić za własne pieniądze. Jak sobie zafundujecie dach na własnym kościele i wykupicie własnego proboszcza z euroniewoli babilońskiej, jak postawicie sobie własną szkołę, to nie będziecie się wtedy oglądać na to, co taki czy siaki minister w Warszawie decyduje i ile tam godzin przeznacza na naukę historii czy czego innego, tylko sami będziecie o tym decydować. Jak wreszcie przy tym kościele i tej szkole będzie strzelnica zrzeszająca, gromadząca jakieś lokalne bractwo kurkowe czy drużynę strzelecką, no to wierzę w to, że Polacy będą też chcieli wydać wtedy parę złotych na książkę, gazetę czy może nawet skromny film.
Za film „Eugenika – w imię postępu” otrzymał pan od Stowarzyszenia Wydawców Katolickich nagrodę Feniksa w kategorii multimedia. Natychmiast niektórzy duchowni oraz „Gazeta Wyborcza” skrytykowali decyzję SWK, przypominając pańską wypowiedź o biskupie Józefie Życińskim. Nie żałuje pan teraz tych wypowiedzianych podczas spotkania na KUL-u słów, które stały się swego rodzaju pałką na Grzegorza Brauna?
– Przede wszystkim cieszę się i dumny jestem, że film „Eugenika – w imię postępu” uznany został za wartościowy i godzien polecenia przez wielu nauczycieli i katechetów – od szczebla podstawowego do akademickiego. Cieszę się, że uhonorowany został nagrodą za najlepszy film o walorach edukacyjnych na ubiegłorocznym Festiwalu Filmów Katolickich w Niepokalanowie, a ostatnio, istotnie, także „Feniksem” przez Stowarzyszenie Wydawców Katolickich. A że niektórzy księża dobrodzieje zaraz potem wystraszyli się swego własnego werdyktu – to niech już będzie ich zmartwieniem. Proszę jednak zwrócić uwagę na kolejność: najpierw podaje ton „GWiazda Śmierci” z ulicy Czerskiej w Warszawie, a potem, kto się czuje wywołany do tablicy, ten składa samokrytykę, czy też rytualnie „odcina się” lub „potępia”. Ja mogę się tylko zadumać nad faktem, że dorośli faceci, szacowni duchowni w dodatku, na komendę antypolskiej i antykatolickiej gazety w te pędy sami idą do kąta i klękają na grochu. Co do moich wypowiedzi – jako opartych na prawdzie – nie mam najmniejszych powodów ich korygować. Jeśli wola, mogę je natomiast szerzej rozwinąć.
Pański nowy film dotyczy Jarosława Marka Rymkiewicza. O czym dokładnie opowiada?
– Opowiada przed wszystkim o poezji – przedstawia bowiem jednego z najwybitniejszych polskich poetów. Przez okrągły rok towarzyszyliśmy z kamerą Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi – rejestrując m.in. przebieg sprawy sądowej wytoczonej mu przez „GWiazdę Śmierci”, tj. spółkę „Agora”, wydawcę „Gaz. Wyborczej”, powszechnie kojarzonej nie bez racji z osobą Adama Michnika. W swych publicznych wypowiedziach Rymkiewicz wielokrotnie jednoznacznie definiował linię „Wyborczej” jako wymierzoną w polskie tradycje – i za te właśnie wypowiedzi pozwany został przed sąd. Mój skromny, niespełna godzinny film, „Poeta pozwany” jest zatem zapisem zdarzeń śmiesznych i strasznych jednocześnie – istotnych, mam nadzieję, dla każdego, komu droga jest sprawa wolności słowa i niepodległości Polski. Film wyprodukowany przez mego kolegę, producenta Roberta Kaczmarka i jego firmę „Film Open Group”, dostępny będzie wkrótce na płycie DVD załączonej w końcu maja do tygodnika „Gazeta Polska”. za: http://www.eostroleka.pl