W rozmowie z portalem Niezależna.pl tuż po zwolnieniu Grzegorz Braun przyznał, że jest oburzony z powodu zatrzymania przez policję i zapowiedział, że będzie składał w tej sprawie zażalenie.
– Tylko dzięki zdecydowanej interwencji posłów Antoniego Macierewicza, Anny Fotygi i Małgorzaty Gosiewskiej i dzięki błyskawicznej reakcji osób zgromadzonych przed cmentarzem nie zostałem wywieziony z terenu warszawskich Powązek radiowozem. Z rozmów między policjantami wynikało, że oskarżali mnie o naruszenie nietykalności funkcjonariusza, podczas gdy to ja w czasie zatrzymania byłem poszturchiwany i popychany przez funkcjonariuszy żandarmerii wojskowej i policji. Ponadto przedstawiciele służb mundurowych dokonujący zatrzymania nie zechcieli się nawet wylegitymować, co jest wbrew regulaminowi – tłumaczy w rozmowie z portalem Niezależna.pl reżyser Grzegorz Braun.
Razem z Ewą Stankiewicz, Grzegorz Braun wszedł na teren cmentarza, żeby móc udokumentować wydarzenie, które jak podkreśla ma „ogromną wagę historyczną”. Reżyser i dziennikarka wczoraj nie mieli żadnych problemów z dotarciem w pobliże miejsca ekshumacji ciała z grobu śp. Anny Walentynowicz i udało im się zrealizować zdjęcia, które całą ekshumację dokumentują. Dzisiaj mieli taki sam cel, jednak rezultat okazał się nieoczekiwany… Ewa Stankiewicz została wyprowadzona poza teren cmentarza, a Grzegorz Braun został zatrzymany przez policję.
Reżyser zauważa, że w jego przypadku historia zatoczyła koło, ponieważ za dwa dni, przed sądem we Wrocławiu rusza po raz kolejny proces, w którym Grzegorz Braun został oskarżony o naruszenie nietykalności oraz obrazę funkcjonariusza na służbie.
– To jest sprawa która trwa już piąty rok. W 2008 roku, kiedy przypatrywałem się demonstracji politycznej we Wrocławiu, zostałem poturbowany przez policjantów, którzy rzucili mnie na ziemię, skuli i wyłamali mi palce. Moja skarga na postępowanie policji została z miejsca odrzucona przez wrocławski sąd, natomiast mnie w wyniku fałszywego oskarżenia pociągnięto do odpowiedzialności. Na mojej rozprawie była wówczas śp. Anna Walentynowicz, która zdecydowała się napisać apel w mojej sprawie i kierowała pytania do wysokich urzędów domagając się wyjaśnienia całej sytuacji. Mam zatem spore doświadczenie w tej mierze. Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że funkcjonariusze policji i żandarmi, którzy zatrzymali mnie i Ewę Stankiewicz, nie zechcieli się regulaminowo wylegitymować, ani nie nosili w widocznym miejscu „blachy” policyjnej. Miałem wrażenie, że chowają swoje „blachy” po kieszeniach, byle tylko nie udzielić nam informacji – tłumaczy w rozmowie z portalem Niezależna.pl Grzegorz Braun.
Reżyser zwraca także uwagę, że byłoby nieporozumieniem, gdyby to właśnie on stał się dzisiaj centrum uwagi opinii publicznej. Według Brauna to właśnie śp. Anna Walentynowicz, jej najbliższa rodzina i przebieg badania ciała ekshumowanego z jej grobu powinny skupić na sobie uwagę społeczeństwa.
– Syn i wnuk Anny Walentynowicz przejawiają w tej sprawie imponującą i godną najwyższego szacunku dzielność i to im opinią publiczna powinna poświęcić uwagę w dążeniu do wyjaśnienia prawdy o losie śp. Anny Walentynowicz i bez mała setki osób, z którymi razem straciła życie w jeszcze nie do końca wyjaśnionych okolicznościach tragedii smoleńskiej. Jest to ważne zwłaszcza z tego powodu, że prokuratura wojskowa zdaje się traktować ich jak intruzów oraz zło konieczne, podczas gdy to właśnie im należy się szacunek i wsparcie – tłumaczy Grzegorz Braun.
W rozmowie z portalem Niezależna.pl reżyser przyznaje, że nie byłoby tej całej sprawy, gdyby nie fakt, że prokuratura wojskowa prowadzi działania i występuje jako sędzia we własnej sprawie. Grzegorz Braun zarzucił także prokuraturze szereg zaniedbań.
– Prokuratura wojskowa dopuściła się szeregu zaniechań i błędów i jej rola w tej sprawie wymaga wyjaśnienia. Nie można zaakceptować dążenia prokuratury do odsunięcia przedstawicieli opinii publicznej od tych spraw i zniechęcania do wyjaśniania wielu nieścisłości związanych ze śledztwem wokół tragedii smoleńskiej – tłumaczy Grzegorz Braun.
Portal Niezależna.pl rozmawiał również z zatrzymanym reżyserem jeszcze, gdy był on przetrzymywany w policyjnym radiowozie. Grzegorz Braun podkreślał, że wbrew obowiązującym przepisom, zatrzymujący go funkcjonariusze odmówili wylegitymowania się.
– W tej chwili przebywam w radiowozie policyjnym i czekam nie wiadomo na co. Z rozmów między funkcjonariuszami zorientowałem się, że jestem posądzony o naruszenie nietykalności funkcjonariusza. Przypuszczam, że chodzi o funkcjonariusza, który mnie zatrzymał, a który nawet nie chciał się wylegitymować, mimo iż ma taki obowiązek. Funkcjonariusz wbrew przepisom miał ukrytą policyjną „blachę”, a ja w czasie zatrzymania nawiązałem do tego, że w związku z wykonywaniem czynności służbowych należałoby mi okazać przynajmniej „blachę” policyjną – mówił w rozmowie z portalem Niezależna.pl Grzegorz Braun.