12 kwietnia 2008 r. zostałem poturbowany przez policjantów („Opcja” nr 5/77). Moja skarga została odrzucona przez komendanta tutejszej policji i sąd, a na wokandę weszło oskarżenie przeciwko mnie „bezstronnych świadków”, wrocławskich policjantów, przygotowane przez wrocławską prokuraturę. Zostałem osądzony, trwało to blisko trzy lata – proces toczył się za zamkniętymi drzwiami, co samo w sobie było skandaliczne.

Zostałem skazany w I instancji na nieadekwatną zupełnie do tego przestępstwa, którego miałem się rzekomo dopuścić, karę grzywny w wysokości ponad trzech tys. zł. Sporo, ale nie za wiele, jak na rzekomą napaść na funkcjonariusza policji, fizyczną i werbalną. Zostałem zatem osądzony, odwołałem się. Apelacja została, o dziwo, uwzględniona. Sentencja wyroku była taka, że sprawa ma być od początku rozpatrywana przez sąd I instancji. Ta nowa sprawa zaczęła się wczesną jesienią tego roku i sąd zaczął prowadzenie tej nowej sprawy w starej sprawie od utajnienia, co oprotestowałem, wnioskując o to, żeby sędzia się zmienił. Sąd tutejszy mojego wniosku nie zrealizował.

Sędzia ten sam, ale jakaż niezwykła odmiana. Powołując się na nową opinię biegłego w tej sprawie, która została nadesłana z Poznania, jak się dowiaduję, sąd sprawę umarza i uznaje czyny opisane przez policjantów mnie skarżących i prokuraturę za niemożliwe do dokonania w opisanych warunkach. Konkluzja jest zatem taka, że trzy i pół roku ciągania po sądach i trzy minuty umorzenia…

Zakomunikowaną mi przez wysoki sąd decyzję o umorzeniu sprawy oprotestowałem. Wydaje mi się bowiem skandaliczne przechodzenie do porządku nad wszystkimi nieprawościami i matactwami, których się dopuścili policjanci, prokuratorzy i sędziowie. Mówię „sędziowie”, w liczbie mnogiej, bo to dotyczy to także przewodniczącego tutejszego sądu, do którego docierały moje skargi i wnioski, np. o uzupełnienie protokołów rozpraw kolejnych (te wnioski były odrzucane). Wszystko to działo się w asyście prasy, radia i telewizji we Wrocławiu, których tutaj dzisiaj nie widzę. Kiedy trzy i pół roku temu trzeba było robić ze mnie kryminalistę i insynuować po gazetach, że jestem groźnym bandytą, który się rzekomo targnął na nietykalność fizyczną i werbalnie znieważył funkcjonariusza policji, wtedy było dosyć chętnych do takiej roboty. Dzisiaj tutaj żadnych tzw. dziennikarzy wrocławskich nie ma. Państwo jesteście jedynymi, którzy ten fakt rejestrujecie.

Ja się będę skarżył, będę dochodził sprawiedliwości. Nie skończy się ta sprawa na tym, że sąd sporządzi uzasadnienie umorzenia sprawy, ponieważ za dużo się przez te trzy i pół roku przez te sale sądowe przewinęło kłamców, fałszywych oskarżycieli… Za dużo matactw, w których uczestniczyli i funkcjonariusze organów ścigania, i przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. To przecież jeden z przedstawicieli prokuratury powiedział na jednej z rozpraw głośno i wyraźnie: Nie znam wprawdzie na tyle sprawy, ale wnoszę o to, żeby sąd uchylił wniosek (jakiś tam kolejny wniosek oskarżonego). Tacy więc prokuratorzy tutaj stawali, co to nie znają „na tyle sprawy”, ale są przeciwni moim wnioskom. Tacy sędziowie, którzy nie widzieli tych wszystkich sprzeczności, które dzisiaj jakimś magicznym sposobem stały się ewidentne dla sędziów w tym składzie.

W uzasadnieniu swojego postanowienia o umorzeniu tej sprawy sąd oznajmił, że zeznania policjantów były niespójne, że po prostu nie mogło się zdarzyć to, o co byłem tutaj oskarżany. Z kolei postanowienie poznańskiego biegłego całkowicie kompromituje opinie biegłego, który tutaj stawał jako etatowy biegły tutejszego sądu, z Wrocławia. Tamten biegły uznał, że z papierów przedstawionych przez policję można wyczytać bez cienia wątpliwości moją winę, a przecież ja i moi pełnomocnicy informowaliśmy sąd o tym, że jest podejrzenie zwykłego fałszerstwa w tych dokumentach, które zostały dostarczone sądowi przez policję i prokuraturę. Tam zachodziła jakaś taka dziwna koincydencja czasowa: dwa dokumenty sporządzone na tę sama okoliczność dla tego samego człowieka, w dwóch różnych miejscach, w tym samym czasie. Więc istnieje podejrzenie fałszerstwa. Za dużo tych fałszerstw, matactw, kłamstwa, a poza tym przez te trzy i pół roku byłem zagrożony kara pozbawienia wolności do dwóch lat za takie przestępstwo.

Jest w kodeksie inne przestępstwo, które się nazywa grożenie pozbawieniem wolności. Mnie przez trzy i pół roku grożono pozbawieniem wolności. Ja przez trzy i pół roku byłem nękany przez policję, prokuraturę, sądy, „pod patronatem” mediów wrocławskich, z wyłączeniem jednego periodyku. Trzeba tutaj wspomnieć, że w uzasadnieniu postanowienia sąd powołuje się na publikację tego czasopisma: „Opcja na Prawo”, miesięcznik, na łamach którego zamieszczane były moje sprawozdania z samego incydentu z kwietnia 2008 roku, a potem z pierwszej fazy działania wymiaru bezprawia w Polsce. Otóż bardzo się cieszę, że w swoim uzasadnieniu sąd „Opcję na Prawo” wymienia z tytułu i na „Opcje na Prawo” się powołuje. Odsyłam także państwa do relacji zamieszczonych na tamtych łamach.

(…) za: http://www.opcjanaprawo.pl/index.php/component/k2/item/4035-dość-matactw

Komentarze