Znacznie gorzej ma jednak Jaruzelski – bądź co bądź jeszcze za jego życia stan wojenny uznano w końcu za nielegalny, a teraz nawet grozi mu pośmiertna degradacja. Bierut natomiast zza grobu tryumfuje – bo jeśli nawet ostatecznie eksmitują go z powązkowskiej alei zasłużonych, to przecież eliminować jego dziedzictwa z polskiego życia i systemu prawnego najwyraźniej ani myślą.
Wręcz przeciwnie – tworząc nowe akty prawne „żoliborska grupa rekonstrukcji historycznej Sanacji” przyjmuje stalinowskiego namiestnika do spółki autorskiej.
Aktualny rząd warszawski, mocą decyzji politycznej Naczelnika z Żoliborza, a siłami intelektualnymi „Solidarnej Polski” zabiera się za ostateczne zamykanie remanentów po PRL – w sferze własności. Jednak zaprezentowany właśnie projekt Ministerstwa Sprawiedliwości już samym tytułem składa hołd hipokryzji III RP – wszak w wolnej, normalnej Polsce mówilibyśmy po prostu o zwrocie mienia zagrabionego, a nie żadnej „reprywatyzacji”. Sami autorzy są zapewne bardzo dumni z precyzji i staranności, jaką wykazali się „nadpisując” kolejną warstwę prawniczych palimpsestów na aktach prawnych z początków II RP i PRL. Rzecz w tym, że wbrew pozorom, które sami usilnie starają się rozsnuwać, w kwestiach najistotniejszych zachowują pełną lojalność wobec swych poprzedników – z samym Bolesławem Bierutem na czele.
Jakże bowiem inaczej odczytać zawarte w projekcie ustawy wielokrotne pozytywne odwołania do aktów bezprawia, dokonanego na polskich ziemiach przez polskojęzyczną ekspozyturę władzy sowieckiej – ze stalinowską kreaturą, „towarzyszem Tomaszem” na czele? Skoro według par. 3.19 projektu: „Ustawa wyklucza spod zakresu przedmiotowego nieruchomości przejętych, za które można uzyskać rekompensatę, grunty podlegające reformie rolnej i spełniające przesłanki przewidziane w dekrecie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej” – to właśnie znaczy ni mniej, ni więcej, że autorzy podpisują się pod tzw. dekretami Bieruta. Zauważmy, że nie stwierdzają, że tamto bezprawie uznają praktycznie i ostatecznie za niemożliwe do powetowania – z czym można by przynajmniej jakoś polemizować. Ale oto wpisują w swój nowy jak spod igły tekst ustawy tamten stalinowsko-bierutowski rozbój w biały dzień tak, jakby chodziło o normalne, cywilizowane i godne Polaków prawo. Z tym nie ma co polemizować – to trzeba odrzucić jako zamiar wtórnego infekowania polskiego prawodawstwa stalinowską sepsą.
Jakaż w tym ironia: podżyrowanie tamtych aktów założycielskich PRL ma nastąpić nie za rządów jawnych zdrajców i manifestacyjnych zaprzańców, d. sekretarzy PZPR i eksagentów bezpieki, ale teraz. Dopiero w ramach „dobrej zmiany” pieczątka z orłem w koronie ma zostać przybita, tym razem ze skutkiem już naprawdę ostatecznie wiążącym, na aktach przekreślających całą polską tradycję prawną, kulturę i autentyczne dziedzictwo narodowe – które wszak bez polskiego ziemiaństwa wyobrazić sobie mogli chyba tylko rewolucjoniści wszelakiej maści, od Kościuszki do Geremka. Ten pierwszy swój nieortodoksyjny stosunek do prawa własności zamanifestował w praktyce „dekretami” insurekcyjnymi w 1794 r. A ten drugi nieboszczyk podobno w 1989 r. objaśnił komuś w chwili niekontrolowanej szczerości, że o żadnym zwrocie majątków nie ma mowy, „bo to przecież nie nasz elektorat”. Ale, ale – wszak to minister rolnictwa „dobrej zmiany” deklarował wszak w swoim czasie, że za swą misję uznaje „niedopuszczenie do powrotu obszarników”. Nie dziw więc, że jego koledzy z Ministerstwa Sprawiedliwości tak pojmowanej misji nie tylko nie sabotują, ale swym twórczym wysiłkiem wspierają. I nie dziwota, że patronuje temu Naczelnik z Żoliborza, którego formacja lewicowa – w kręgu ideowym m.in. „wielkiego mistrza” Jana Józefa Lipskiego – jest wręcz modelowa.
Do tych właśnie, nie innych tradycji nawiązuje właśnie obóz „dobrej zmiany”, w ten sposób przymierzając się do ostatecznego zamknięcia kwestii zagłady i wypędzenia ziemiaństwa polskiego. Na dodatek – to być może niezamierzona, ale najgorsza obelga wpisana w projekt Ziobry/Jakiego – mówi się o „wyłączeniu” ziemian i ich potomków na równi ze zdrajcami, zbrodniarzami i kolaborantami hitlerowskimi (sic). Tak oto dokonać się ma ostateczne przerwanie ciągłości państwa i przetrącenie narodowi kręgosłupa – materialnego i ideowego zarazem. Kto jeszcze nie zauważył, niechaj odnotuje: mamy oto rząd mający w głębokiej pogardzie lub/i lekceważeniu prawo własności – podobnie zresztą jak i inne fundamentalne prawa: do życia i do osobistej obrony. Skoro tych istotnych fundamentów brak – państwo budowane jest na lotnych piaskach: na autorytecie śmiertelnego przywódcy i na łasce zaoceanicznego imperatora. Ratuj się, kto może.
P.S. Jest oczywiście i drugi koniec tego samego kija, którym naród Polski oberwać może nie mniej dotkliwie: sprawa tzw. „restytucji”, których uporczywie dopominają się agendy państwa i organizacje diaspory żydowskiej. Wyrażają one „głębokie rozczarowanie” ww. projektem. Czy zostaną ukontentowani stosownymi poprawkami – czy też znajdzie się jakiś „wariant B” na zaspokojenie ich apetytów? Bacznie obserwujmy wnioskodawców w kolejnych czytaniach sejmowych. Choć przecież – z przyczyn wyżej wyłożonych – projekt zasługuje na odrzucenie w całości. Czyż bowiem ma jakikolwiek sens „poprawianie” tow. Bieruta?
/za polskaniepodlegla.pl/