Jako monarchista nie uznaję świeckiej quasi-religii demokratyzmu. Ale jako polityk realny, gram w tę grę, która akurat jest na stole – mówi portalowi DoRzeczy.pl Grzegorz Braun, reżyser i polityk, jeden z liderów Konfederacji.
Dlaczego akurat Konfederacja?
Grzegorz Braun: Polacy potrzebują realnego wyboru i prawdziwie dobrej zmiany. Na scenie politycznej ułożonej przez monopolistów partyjnych, twórców i beneficjentów republiki okrągłostołowej, wreszcie pojawia się realny i racjonalny wybór. Jest nim KONFEDERACJA – Korwin, Braun, Liroy, Narodowcy. Program Jarosława Kaczyńskiego powtarzany po wielokroć, by na prawo od Prawa i Sprawiedliwości była tylko ściana – ten program niniejszym załamuje się. Myślę, że otwiera to korzystny trend w polskim i europejskim życiu politycznym.
Konfederację tworzą jednak bardzo różne postaci i środowiska. Pan – monarchista, są narodowcy, libertarianie, Liroya ciężko uznać za konserwatystę…
A jednak okazuje się, że w tym gronie ludzi tak różnych, mających znaczące i efektowne osiągnięcia w rozmaitych dziedzinach, możemy bardzo łatwo ustalić jakie pryncypia nas wiążą. A to przede wszystkim suwerenność – państwa polskiego i normalnej, polskiej rodziny. Bezpieczeństwo wiary, rodziny i własności. Bezpieczeństwo życia, w jego naturalnych, wyznaczonych przez Stwórcę granicach. Cywilizowane prawo – także prawo do posiadania broni. Wolność gospodarcza – w opozycji do wyzysku fiskalnego i talmudyzmu biurokratycznego. No i kwestie polityki międzynarodowej – tu stoimy twardo na gruncie suwerenności państwa, polskiego interesu narodowego, sprzeciwiamy się rozmienianiu na drobne polskiej racji stanu.
Na czym to rozmienianie na drobne polega?
Na uleganiu rozmaitym roszczeniom bądź uroszczeniom tak natury materialnej, jak i w sferze narracji historycznych. Jesteśmy zgodni, że dogmatyczny bezalternatywizm w polityce międzynarodowej nie kończy się dobrze. Pod władzą żoliborskiej grupy rekonstrukcji historycznej Sanacji Polska bynajmniej nie powstała z kolan – zmieniła tylko klęcznik. W ostatnich latach warszawska władza w stosunkach z Żydami i Anglosasami osiągnęła już nawet nie poziom lokaja, ale froterki podłogowej.
Podczas swoich konwencji Prawo i Sprawiedliwość przedstawia się jako ta formacja broniąca tradycyjnych wartości. Dlaczego nie próbowaliście Państwo jakiejś formy współpracy z PiS?
Niczego z góry nie wykluczajmy. Ale na razie ze strony PiS nie widzę jakiejkolwiek woli współpracy -wyłącznie niezłomną wolę eliminacji konkurencji. No cóż, Prawo i Sprawiedliwość pobiło wszelkie rekordy pod względem tempa wyprzedaży naszych interesów. Za to na ogromną skalę tworzy rozmaite fikcje. Skala wynika oczywiście z monopolistycznego dostępu do narzędzi propagandy. Stąd fikcja tzw. „zjednoczonej prawicy”. Stąd fikcja obrony polskich interesów w relacjach z państwem i diasporą żydowską. Fikcja bezpieczeństwa narodowego wobec zdalnego sterowania polską polityką przez imperium amerykańskie. Prawo i Sprawiedliwość ma oczywiście niewątpliwe osiągnięcia.
Jakie?
Właśnie w dziedzinie propagandy. Bo jest rzeczą z jednej strony godną ubolewania, a z drugiej jednak podziwu, to jak długa jest lista spraw, z którymi Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów, dziś kompletnie zaniedbanych, wręcz zapomnianych: prawda o Smoleńsku, aneks do raportu o WSI, ustawa 1066, o tzw. bratniej pomocy, czyli używania obcych sił na terenie Polski. Gdzież te tematy są? Zwłaszcza badanie zamachu warszawsko-smoleński 2010 roku to już klasyczny przykład raz koniunkturalizmu, a raz zakłamania.
Nie jest Pan fanem ustroju demokratycznego. Tymczasem startuje Pan w wyborach, w dodatku w ramach szerokiej koalicji?
Jako monarchista nie uznaję świeckiej quasi-religii demokratyzmu. Ale jako polityk realny gram w tę grę, która akurat jest na stole.
Ta gra, to także zawieranie sojuszy. Z jakim polskim ugrupowaniem Konfederacja mogłaby zawrzeć współpracę po wyborach i jakie sojusze międzynarodowe będziecie popierać?
Umówmy się, Szanowny Panie Redaktorze, że te sprawy rozważymy zaraz po oszałamiającym sukcesie wyborczym naszej Konfederacji, kiedy zobaczymy, jakie jeszcze ugrupowania zdołały znaleźć się w parlamencie. A co do kwestii międzynarodowych powtórzę, że nie wyznajemy dogmatu bezalternatywizmu. Bo to zawsze zły interes. Zarówno na giełdzie politycznej, jak i samochodowej deklarowanie z góry, że tylko z jednym kontrahentem chcemy dobić targu, jest złym interesem. Przykładowy konkret: od jesieni Białoruś ma swego własnego satelitę, nota bene, wyniesionego na orbitę przez rakietę chińską. A tymczasem Polską rządzą specjaliści od złych interesów. My chcemy ten trend odwrócić.
Ostatnio głośno stało się o podpisanej w Warszawie deklaracji LGBT+. Z czym mamy do czynienia?
Prawda jest taka, że światowa rewolucja wyprztykała się już z poważniejszych atutów i tematów. Upadł Związek Sowiecki, Eurokołchoz cienko przędzie. Więc rewolucjoniści wracają do korzeni. I sięgają po młodzież, a nawet i dzieci. Bo my, stare konie, na pewne rzeczy się już nie nabierzemy. Jako człowiek świadom ciągłości historii wspominam zarówno bolszewików, jak i rewolucjonistów francuskich – nic nowego. Jeżeli jest jakaś oryginalność, to to, że rękę wyciąga się już nie tylko po młodzież akademicką i dziatwę szkolną, ale nawet po niemowlęta, co wynika z zaleceń WHO. I napotyka to na ledwie rachityczny opór – zresztą zarówno ze strony władzy świeckiej, jak i duchownej. I właśnie czas także i na to, by stanowczo wypowiedzieć zdanie: Nie będą zboczeńcy wychowywać naszych dzieci.
/dorzeczy.pl/