12. punkt porządku dziennego:
Pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o utworzeniu Uniwersytetu Medycznego im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy (druk nr 30).
Poseł Grzegorz Braun:
Szczęść Boże późną porą.
(Poseł Krystyna Skowrońska: Szczęść Boże.)
Tak jest, kłaniam się, pani poseł.
Zdawać by się mogło, że jest to jakaś kwestia partykularna, lokalna, regionalna co najwyżej. Nic podobnego. To kwestia ustrojowa tutaj się waży, szanowni państwo. Kwestia ustrojowa. Czy Rzeczpospolita, państwo polskie, ma interweniować na rynku usług edukacyjnych i zdrowotnych? Ta kwestia się tu waży. Państwo jak interweniuje, to najczęściej monopolizuje, a jak monopolizuje, to wycina konkurencję. A ja mam takie wieści z Bydgoszczy, że koncepcja budowania własnej uczelni wyższej, uniwersytetu medycznego, nie jest jedyna. Inni mają taką koncepcję, żeby zostawić Uniwersytetowi Mikołaja Kopernika, co ma, i budować od podstaw nową uczelnię, konkurować. Powiadam, nie wszyscy tutaj podzielają ten pogląd. I żeby to było jasne. Fakt, że urodziłem się w Toruniu przed ponad pół wiekiem, nie ma nic wspólnego z tym poglądem, który tutaj wyrażam.
(Głos z sali: Ha, ha, ha!)
I żeby to jeszcze potwierdzić, wzniosę hasło: ˝Bydgoszcz od morza do morza˝. Znakomite hasło kampanii wyborczej jednego z naszych kandydatów z tamtych stron: ˝Bydgoszcz od morza do morza˝. Szanowni państwo, najlepiej życzymy my, konfederaci, wszystkim mieszkańcom pięknego, wspaniałego, cieszącego się swoimi tradycjami miasta Bydgoszczy, ale nie możemy poprzeć tego projektu nie tylko ze względu na obawę, która powinna towarzyszyć każdemu, kto wchodzi między wódkę a zakąskę, kto wchodzi w tym przypadku w odwieczną wojnę miast, ale właśnie ze względu na kwestie ustrojowe, szanowni państwo. To paradoks trochę śmieszny, trochę straszny, że jeden z moich szanownych przedmówców mówił o istnieniu rynku usług medycznych w tej okolicy, a więc jest świadom, że jest jakiś rynek, ale żąda, żeby to władza centralna z góry ten rynek zagospodarowała. Jak 160 tys. naszych rodaków podpisało się pod tym projektem, to ja się zgadzam. Absolutnie nie należy tego lekceważyć. Szanowni, drodzy, kochani rodacy w liczbie 160 tys., zrzućcie się po stówce i macie budżet. Przemnóżcie to (Oklaski), macie budżet, szanowni państwo, dwakroć i z górką przewyższający budżety innych uczelni medycznych wyższych. Dajmy na to Uniwersytet Medyczny w Białymstoku.
(Głos z sali: Toruniowi pan takie rady daje.)
W Białymstoku Uniwersytet Medyczny dysponuje mniej niż połową tego budżetu, który mielibyście, gdyby wasze głosy przemnożyć przez tę sumę 100 zł, która zdaje się rozsądna. I nie będzie to jałmużna. Zostańcie akcjonariuszami waszego uniwersytetu. Jeśli jest rynek, to zadziała. To będzie żarło, tak. Jeżeli absolwenci polskich uczelni medycznych uciekają, gdzie pieprz rośnie, za góry, za lasy, nawet i na drugą stronę globusa, tam swoje nabyte w Polsce umiejętności w rozmaitych fachach medycznych pożytkują, to rzeczywiście to jest problem dla Rzeczypospolitej. Ale proszę państwa, problem, którego nie należy rozwiązywać przez stawianie jakichś tam emigracji zarobkowej, tylko właśnie przez wycofanie państwa z tego rynku, jak również z wielu innych rynków. Ponieważ to jest dobra wiadomość dla każdego, kto chciałby nań wstąpić. To jest rynek gwarantowany. Jest to pewien monopol naturalny. Tam gdzie ludzie żyją, tam dbają o zdrowie, a więc można być pewnym, że na tym da się zarobić, szanowni państwo. Nie tylko w Bydgoszczy, ale też i w innych polskich miastach.
Ze względów ustrojowych koło Konfederacji będzie zmuszone wstrzymać się od głosu, wstrzymać się zaledwie. Nie będziemy przeciwni, bo rozumiemy, że przesądy i pewne urojenia ekonomiczne, polityczne nawarstwiły się wielopokoleniowo, że trudno ten węzeł rozwikłać, operując na tym jednym konkretnym przykładzie. Wstrzymamy się zatem, aby nie pogłębiać zaangażowania (Dzwonek) państwa w interwencjonizm na rynku usług medycznych. Z Panem Bogiem. (Oklaski)